środa, 9 lipca 2014

Wałkowanie Ameryki, czyli jak Marek Wałkuski zrozumiał U.S.A


Pozycja dla wszystkich, którzy próbują zrozumieć umysł przeciętnego Amerykanina: miłość do broni i dróg bez ograniczenia prędkości, co zjeść na śniadanie i gdzie dzieci posłać do szkoły. Korespondent Polskiego Radia- Marek Wałkuski przedstawia to co próbował zrozumieć za oceanem. Jest to książka, która oprócz statystycznych danych opisuje co naprawdę kryje się za wielkimi słowami U.S.A. Zamiast łatwego krytykowania autor stara się, aby czytelnik zrozumiał Amerykę. Pisze ciekawie i uwierzcie, że każdy znajdzie w tej publikacji coś dla siebie.
Na początku chcę przyznać się bez bicia, że nie przeczytałam tej książki od deski do deski. Nie czułam po prostu takiej potrzeby. Książka jest podzielona na rozdziały (bardzo wszechstronne rozdziały) 
np:.
-religia
-język amerykański
-napięcie rasowe
-tygiel etniczny
-samochody i kierowcy
-po co im broń
-muzyka country
-światowe mocarstwo.
Sami widzicie, że jest tego dużo (a nie wymieniłam nawet połowy) i każdy jest zupełnie inny. Ta pozycja na pewno zachęca do tego kraju, ale przedstawia go w realny świetle. Autor przyznaje, że po kilku latach w U.S.A zdążył wybaczyć Amerykanom pewne grzeszki, ale w pozycji nie znajdziemy samych pochlebstw. Byłabym zauroczona, gdyby także o innych imperiach powstały takie książki. Z przyjemnością zabrałam bym je do walizki na wakacje. Może Chiny, Wielka Brytania, Japonia, Rosja...Fajne (przepraszam za słowo, ale tylko to wydaje mi się odpowiednie) było to,że również były porównania do Polski i samych Polaków. Chciałabym tutaj zacytować, żebyście naprawdę poczuli atmosferę tej publikacji. Oto co dla was znalazłam:



Inną cechą Amerykanów jest łatwość nawiązywania kontaktów. Nie mają oni problemu z zaczepianiem nieznajomych na ulicy, w sklepie, parku, kinie, muzeum czy w autobusie, zwykle tylko po to, żeby zamienić dwa słowa. Są przy tym bezpośredni, często uśmiechają się do obcych i pozdrawiają ich słowami Hi! lub Hello!
Obcokrajowcy uważają, że takie zachowanie jest nieszczere. W USA jest to jednak sposób demonstrowania przyjaznego nastawienia i życzliwości, co swoją drogą jest bardzo miłe i pomaga w codziennym życiu. Przybysze z zagranicy przeżywają rozczarowanie, gdy ich amerykańscy koledzy na zakończenie rozmowy deklarują: „Musimy się umówić na lunch”, a potem nie dzwonią. Nieporozumienie wynika z faktu, że składając taką deklarację, Amerykanie dają jedynie do zrozumienia, że fajnie im się rozmawiało, a nie że mają ochotę na wspólny posiłek. Chyba że zaproponują ustalenie jakiegoś konkretnego terminu, co jest sygnałem, iż naprawdę chcą się spotkać po raz kolejny.


Pamiętam jeszcze jeden fragment, którego bezbłędnie nie przytoczę, ale chciałabym żebyście zrozumieli podstawową cechę tych ludzi znad oceanu: kochają swój kraj ponad życie i nikt im nie wmówi, że ich country nie jest wyjątkowe. Kiedyś zapytany Barack Obama o to czy kocha swój kraj, odpowiedział, że kocha Stany Zjednoczone jak Francuz kocha Francję, jak Japończyk Japonię, jak Etiopczyk Etiopię (nie wiem, czy Obama wymienił dokładnie te kraje, ale o właśnie taki sens chodziło w tej wypowiedzi). I uwierzcie, ale ten cytat nie spotkał się z szerokim pojętym entuzjazmem. Dla każdego Amerykanina istnieje tylko Ameryka i tylko Ameryka.

Paulina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz