środa, 31 grudnia 2014

Zapraszamy!


 


Serdecznie zapraszamy na nowo otwarty Fan Page poświęcony naszemu blogowi. Oprócz tego, że będziemy miały jakiś wgląd w to, czy ktoś jeszcze czyta nasze recenzje i nawiążemy z naszymi czytelnikami głębszy kontakt, to Wy z tego Fan Page'a będziecie czerpać najwięcej. Przede wszystkim: informacje o nowych postach, recenzjach, gdzie się pojawimy, zaproszenie, podziękowania, przeprosiny. Mamy nadzieje, że ta strona będzie nową drogą promowania naszej działalności. Oczywiście, do jej założenia zachęciła nas Krystyna Mirek, za co jej z całego serca dziękujemy. 

Paulina i Kasia

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Wyścig- 150 recenzja

Na naszą małą rocznicę mam dla was recenzje filmu "Wyścig" ("Rush"). Mam nadzieje, że w te zimne dni odnajdziecie trochę chwili na seans. Przepraszam za wszelką chaotyczność :)

James Hunt (Chris Hemsworth) i Niki Lauda (Daniel Bruhl) rywalizują ze sobą w latach 70' jako kierowcy wyścigowi. Są zestawieniem zupełnie innych charakterów. James- hulaka, żyjący chwilą ryzykant, którego mottem nie może być nic innego jak "carpe diem". Niki- szorstki, zapatrzony w ślepo cel Austriak. Dwie postacie, których zestaw może razić, dążą do jednego celu: osiągnąć lepszy czas na torze. Łączy ich pasja do niebezpiecznie szybkich samochodów, ale czy ten film jest zarezerwowany tylko dla fanów F1?

W żadnym razie nie! To co cenie sobie w nim najbardziej, to to, że umie zarazić miłością do motoryzacji. Ja, kobieta, która zna może z 5 marek samochodowych na krzyż, oczekuje od tej produkcji przede wszystkim dobrze opowiedzianej historii. Czy właśnie nie o to chodzi w kinie? Nie chodzi o to by przedstawiać to co nas kręci i próbować to sprzedać innym. Idąc na film historyczny, domagam się wiedzy i zainteresowania. Idąc na "Wyścig" to to dostaje. 


Dzięki "Wyścigowi" powoli zaczynam rozumieć adrenalinę wynikającą z szybkości. Powoli zaczynam rozumieć dlaczego niektórzy nazywają te rozgrywki sportem. Wcześniej samochód był dla mnie tylko szarym środkiem lokomocji, a teraz nabiera nowego wydźwięku! Ron Howard- dziękuje! Ta produkcja sprawiła, że po seansie, wygooglowałam sobie pana Nikiego i zatopiłam się w jego historii. Dziękuje!!!

Szczególnie podobała mi się scena, kiedy Lauda, próbując zaimponować dziewczynie (wcześniej sceptycznie nastawiony) podkręca gaz w starym aucie i....jedzie z koksem. Ten moment stał się małym punktem kulminacyjnym, kiedy zaczynamy lubić Nikiego, a jeszcze bardziej moc koni mechanicznych. Dla takich scen powstało kino!


I by nie było za słodko: okropny plakat. 

Miłej przerwy świątecznej życzy Maciejka

PS. Świetna gra aktorska Daniela Bruhla, warto zainteresować się gościem.

sobota, 20 grudnia 2014

Baśniarz - Antonia Michaelis

"Jego usta były zimne jak śnieg, ale biło z nich ciepło jedwabnej, czerwonej tkaniny  z pokładu statku. Poczuła jego język i pomyślała o wilku. " A jeśli to prawda? Jeśli ta baśń jest prawdziwa? Pocałunek i śmiertelne ugryzienie w kark. Wszystko się zgadza. Co, jeśli właśnie całuję mordercę?"

Opis z tyłu książki nie mów nam zbyt wiele, Nie określa nawet gatunku z jakiego owa książka pochodzi. Kryminał? Romans? Opis może wskazywać na wątek miłosny z elementami fantastyki. Liczyłam, iż będzie to własnie fantasy o zmiennokształtnych. Niestety (a może i stety) było wręcz przeciwnie! Historia zawarta w tej książce jest, aż do bólu prawdziwa.

Wstęp książki dość nietypowy. Zamiast notki od autora otrzymujemy niesamowitą balladę. Niestety, nie każdy będzie mógł nacieszyć się jej treścią, ponieważ mimo polskiego przekładu książki ballada jest w 100% napisana po angielsku.

A teraz trochę więcej o samej treści książki. Od razu zacznę od przestrogi: jeśli szukasz przesłodzonej do bólu zębów historyjki o dziewczynie z dobrego domu i chłopaku po przejściach, którzy mimo przeciwieństw losu zakochują się w sobie - ta książka nie jest dla Ciebie. Czy opisuje ona wyssane z palca, błahe problemy nastolatków? Nic bardziej mylnego.

Anna to uczennica klasy maturalnej, jej plany sięgają daleko w przyszłość, doskonale wie, co będzie robiła i jakie studia wybierze. Jednak od tłumu zwykłych ludzi wyróżnia ją jedna cecha - potrafi marzyć, odłączyć się od otaczającej ją szarej rzeczywistość i tworzyć własną. Jej życie jest niemal idealne, jednak pewnego dnia spotyka osobę, która odmieni je na zawsze.

Abel jest zupełnym przeciwieństwem Anny. Autorka w książce przedstawia go jako 'polskiego handlarza pasmanterią' , jednak chłopak handluje "tylko" narkotykami. Outsider i dealer - niezwiązani z nim ludzie widzą tylko takie oblicze chłopaka. Pod jego mroczną postacią, która trzyma się na uboczu ukrywa się dusza Baśniarza, który opowiada opowieści młodszej siostrze. Baśń, którą opowiada Abel przenosi w inny świat, jednak część wydarzeń fikcyjnych,  tajemniczo zlewa się z rzeczywistością.

Podsumowując z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że "Baśniarz", to jedna z najlepszych książek dla młodzieży, jakie czytałam w ostatnim czasie. Spodziewałam się płytkiej i przewidywalnej historii o miłości, lecz książka pozytywnie mnie zaskoczyła. Autorce książki należy się ogromny pokłon za stworzenie tak wspaniałej powieści oraz za to, co czytelnik zyskuje po jej przeczytaniu.




" Na świecie jest więcej pytań niż odpowiedzi, a jeśli pytasz się dlaczego tak jest, to muszę wyznać, że na to pytanie nie znam odpowiedzi."

/kasiekkk

sobota, 6 grudnia 2014

Boję, się o "Zostań, jeśli kochasz"




Na tą pozycje byłam nastawiona bardzo negatywnie. Nie szukałam kolejnej przesłodzonej historii typu "piękna i bestia". I trochę się przeliczyłam...

Po tragicznym wypadku, Mia jest w śpiączce. Straciła rodziców i brata. Kiedy jej rodzina czuwa w szpitalu, modląc się o cud, ona krąży niczym duch między nimi i wspomina swoje dotychczasowe życie. Jest jeszcze Adam- chłopak dziewczyny. Rockmen, który z pozoru nie pasuje do uzdolnionej wiolonczelistki. Jednak jak to bywa w taki powieściach, oczywiście połączy ich miłość. 

Czy nie przypomina wam to.....mhmmm...."Gwiazd naszych wina"? Choroba, cool rodzice i uczucie przeciwstawiające się całemu złemu światu. Nie chce tutaj negować twórczości Johna Greena, ale po obejrzeniu filmu o tym samym tytule zaczęłam bać się wytwórni filmowych, które wydają takie potworki. Zaczęłam bać się o dobre książki, które po całym procesie marketingowym stają się pustymi pudełkami, wypełnionymi słowami. "Igrzyska śmierci", zwłaszcza pierwsza część to pozycje, na które warto zwrócić uwagę. Ale teraz, po filmach, koszulkach, gadżetach, nie przyznaję się do tego, że lubię tą książkę. Nie chce być w tłumie nastolatek, które okazjonalnie przeczytają "Twilight". Próbuję, się na siłę wmówić: to jest dobre i to masz czytać, słuchać, oglądać. Teraz jeżeli ktoś nie przeczytał, czy choćby nie oglądał "Igrzysk śmierci" to staje się marginesem społeczności gimbazy. "Lepiej należeć do mniejszości, niż do większości" jak powiedział Sapkowski, i wolę się tego trzymać. 
Dlatego boję się o przyszłość "Zostań jeśli kochasz". Nie jest to powieść idealna. Ale porusza tematy, przez które może niedługa stać się bestsellerem Empiku. Film, który już jest w kinach (ponoć lepszy od "Gwiazd..") jest na 100% gorszy od książki.

Czym mnie ujęła: chyba tym, że nie wylewał się z niej cukier. Nie było gorzko (co popieram w książkach tego typu), tylko było neutralnie. Samego dzieła bym nie kupowała, tylko poczekała, aż ukaże się w bibliotece, lub na jakiś DUŻYCH promocjach. Na seans teżbym się raczej nie wybierała. Jeżeli chodzi o wady to jest ich dużo, ale te najbardziej rażące to: mega prosty język, słabe dialogi i zaszufladkowane postaci. 

Promocja książki na razie jest jeszcze słaba (trzymajmy się tego), ale tytuł to porażka na całej linii. Jakim cudem, ktoś nadał tej pozycji nazwę: zostań, jeśli kochasz? Czy ktoś się (przepraszam) nażarł za dużo czekoladek, popił szampanem i obejrzał "Titanica", po czym przypomniał sobie, że ma wymyślić tytuł do jakiejś tam książki o miłości? Boże! I jeszcze ta niefortunna okładka (jakby całe wydawnictwo się nażarło). Koniec, bo poleje się krew!

Prosta porada na koniec: jeżeli masz dużo, wolnego czasu i jesteś spragniony prostej, niewymagającej powieści, to "Zostań, jeśli kochasz" spełnia twoje wymagania.

Poleca lub nie, bo sama nie wie, Paulina.




niedziela, 30 listopada 2014

Ben Stiller w formie, czyli "Sekretne życie Waltera Mitty"



Dobre filmy motywują mnie do obejrzenia następnych dzieł. Jak wiecie u mnie książki są ponad filmami, ale ostatnio zaczęłam nadrabiać moje braki. Kiedy idę do kina muszę mieć pewność, że to na co idę, jest warte ceny biletu. Po obejrzeniu "Sekretne życie Waltera Mitty" wiem, że jest on wart "zachodu wyjścia z domu" i "pofatygowania się" na niego. Całą swoją fabułą objął mnie i pochłonął w całości.

Główny bohater: Walter Mitty jest typowym pracownikiem korporacji. Pracuje w magazynie "Life" przy obróbce zdjęć. Kiedy dyrektorem zostaje Dumbledore (ten z brodą), okazuje się że czasopismo, będzie wydawane tylko online. Ostatni numer ma być opublikowany za blisko miesiąc, a na okładce za prośbą Seana O'Conella (fotografa) ma ukazać się zdjęcie nr 25. Jednak zdjęcie zniknęło, i nasz bohater próbuje znaleźć owego artystę, przemierzając przy tym Grenlandię, Islandię i Himalaje. Jest również wątek romantyczny z Kristen Wiig, oraz trochę efektów specjalnych, w scenach kiedy nasz bohater się "zacina" i wyobraża sobie różne historie. Cała fabuła kręci się wokół tego jednego zdjęcia, które nas na początku nie obchodzi, ale z każdą następną minutą chcemy posiąść wiedzę, co będzie znajdowało się na okładce ostatniego, papierowego wydania "Life".




Jeżeli chodzi o montaż filmu to jest to mistrzostwo świata, tak samo jak zdjęcia, które wyglądają jak by były wyjęte z National Geographic (ze starego wydania, oczywiście:) Muzyka też jest na należytym poziomie, nie odstaje. Cały film do nas krzyczy: "Przestań marzyć, zacznij żyć"- świetny motywator. Po wyjściu z sali kinowej będziecie mieć wielkiego banana na twarzy i tyle siły do działania, co nie ma nawet Hardkorowy Koksu.




"Sekretne.." było też pewnym dla mnie powrotem do dzieciństwa, przez aktora Bena Stillera, którego jako mały brzdąc oglądał w "Noc w muzeum".
Zakończenie też mnie pozytywnie zaskoczyło, ponieważ mogło być do bólu przewidywalne. A reżyser (też Ben Stiller) szarpnął się na coś subtelnego, coś co mnie nawet wzruszyło.
Nie wiem czy ten film ma wady, ponieważ skupiłam się na pięknych kadrach. Dla niektórych wizje Waltera i jego bujna wyobraźnia mogły wydawać się za bardzo przerysowane, ale uwierzcie mi: to się łyka!
Chętnie bym poszła do kina na ten seans jeszcze raz (może w wakacje będą jakieś powtórki) i jeszcze raz przeżyła te niesamowite doznania.

Paulina


sobota, 29 listopada 2014

Spotkanie z wampirami, czyli "Tylko kochankowie przeżyją"

Obsada filmu na festiwalu w Cannes w 2013 r.
Pierwszy raz obejrzałam zwiastun tego filmu pół roku temu. Byłam wtedy całkowicie inną osobą (bo przecież człowiek ciągle się zmienia) i nie przekonał mnie do siebie. Do "Tylko kochankowie przeżyją" wróciłam za przyczyną recenzji na YouTubie kanału "Sfilmowani", którego gorąco polecam. Ale wracając do sedna sprawy: film jest wspaniały.

Już od samego początku, kiedy kamera kręci się wokół głównych bohaterów, a oni w narkotyczny wręcz sposób przechylają z namaszczeniem kieliszek z "dobrym towarem" i delektują się smakiem 0 Rh-. I ta muzyka! Boże, jak ja kocham tak dobre filmy! Później Tilda Swinton (cała na biało, z okularami przeciwsłonecznymi) przechadza się uliczkami Maroka i spotyka Marlowe (renesansowego twórce), który również jest wampirem. Pomijając co nieco, Tilda wybiera się do swojego męża, który mieszka w Detroit. Jak zobaczycie scenę w samolocie (zwiastun) będziecie wniebowzięci! Faceta Ewy (Tilda) jest Adam (już ta symbolika nas otacza), którego gra nie kto inny, a Tom Hiddelston. Film posiada bardzo luźną fabułę, więc nie oczekujcie sensacji i wartkiej akcji. Odnajdziecie spokój i harmonię, przeplataną z genialną muzyką i cudowną obsadę! Co tu dużo mówić: to po prostu trzeba obejrzeć!
Seans również nakłoni nas do przemyśleń o nieśmiertelności. W tym dziele (nie bójmy się tak mówić) nieskończone życie jest przedstawione bardzo negatywnie. Odczuwamy tą ciągłą rutynę i zmęczenie bohaterów. Chcąc, nie chcąc zdajemy sobie sprawę o kruchości życia. 
"Tylko.." serdecznie polecam wszystkim, choć wiem, że znajdą się i tacy, którzy będą spragnieni akcji i film zacznie się im dłużyć. Gorąco polecam!
Maciejka (Paulina) 






niedziela, 16 listopada 2014

Manuskrypt Jana Żeglarza


Napisać recenzje tej książki było mi bardzo ciężko. Nie oczekiwałam od tej powieście dużo. ale liczyłam na jakąś rozrywkę. Sam fakt, że została ona napisana przez Polaka zniechęcił mnie. Lubię polską literaturę, ale tylko "perełki" z polskiej literatury. Lubię Lema, Szymborską i Herberta, ale nie lubię książek, które udają dobre książki.
"Manuskrypt Jana Żeglarza" dostałam w prezencie i nie wybaczyłam bym sobie, gdybym go sama kupiła. Cena detaliczna tej książki wynosi ok 40 zł, ja widziałam w księgarni tą pozycje za 12 zł, ale i tak to jest za dużo. Ponad połowa tej książki jest makulaturą, która nadaje się tylko na recykling. Reszta wydaje się niespełnionymi marzeniami autora, o byciu szanowanym historykiem, którego aż nadto lubią kobiety. Ta powieść zabrała mi 3 dni mojego życia, które oficjalnie mogę uznać za stracone. Boli mnie to, że wydawnictwa wydają takie wypociny, zamiast szukać prawdziwych talentów. Dzisiaj wydaje się, że każdy może napisać książkę, a to błąd. Pisanie było i powinno być przywilejem dla tych którzy na prawdę potrafią coś wartościowego przekazać. "Manuskrypt..." nie wnosi nic nowego, a jedynie ściąga literaturę na dno. Jeżeli nadal ktoś wierzy w tą książkę, to zamieszczam dla niego opis fabuły:
Robertowi Nowickiemu nie przyznano prestiżowego grantu norweskiej Fundacji Nansena, sponsorującej badania historii wielkich odkryć geograficznych. Historyk otrzymał za to możliwość zbadania pewnego manuskryptu, który przez setki lat spoczywał w archiwach klasztoru franciszkanów na Wyspach Owczych. Tym samym wkroczył na drogę zaskakujących i niebezpiecznych odkryć, nie tylko historycznych.
Jakie tajemnice zawiera ów stary manuskrypt? Kim jest jego autor? Jaki jest sekret płatków róży? Czy odpowiedź znajduje się w murach starej katedry? Czy niespełniona miłość sprzed wieków może odżyć w sercach tych, którzy poznają jej historię? Co łączy Wyspy Owcze, wybrzeża Labradoru i Gdańsk?
Manuskrypt Jana Żeglarza to opowieść o namiętnościach, miłości, przyjaźni, nienawiści, spełnionych marzeniach i zawiedzionych nadziejach - wpleciona w wielką historię.

Paulina

sobota, 18 października 2014

Co czytamy? Czyli lista bestsellerów (GfK Polonia)

Lista powstaje na podstawie wyników comiesięcznego badania rynku książki GfK Polonia Consumer Choices (Panel księgarni GfK) bazującego na rzeczywistej sprzedaży w największych sieciach księgarskich, księgarniach, sklepach internetowych i sieciach handlowych na terenie całej Polski.

Top sprzedaży: sierpień 201

poniedziałek, 13 października 2014

A jednak film

Jak mogliście już zauważyć bardziej preferuję książki od filmów. Paradoksalnie bardziej jestem przychylna dla literatury niż dla sztuki filmowej. Wolę przeczytać słabszą książkę, niż obejrzeć przeciętny film. Strasznie trudno mi jest wysiedzieć na filmie, zwłaszcza jeżeli jest on odtwarzany na laptopie, gdzie bez problemu mogę go przewinąć. Jednakże zdarzają się filmu dobre, które wywyższam i chwalę ponad inne przekazy artystyczne. Na pewno jest ich mniej niż książek, które zasługują na uwagę. Ale zważmy, że nie oglądam ich zbyt dużo. Jeżeli znacie jakieś dobrą sztukę filmową to proszę polecicie mi ją! Jestem świadoma, że w moim życiu obejrzałam tak mało filmów, że na pewno ich ilość jest mniejsza od średniej statystycznego Polaka.
Oto moja złota pietnastka dobrych filmów (z naciskiem na dobrych):

- "Pianista"





-"Nietykalni"- film, który nikomu nie trzeba przedstawiać




- "Zaklinacz koni"- wzruszający



-"Forrest Gump"- śmieszy i wzrusza do łez


- "Matrix"- mój ulubiony



- "Cast away"
- "Matrix"
-"Iluzjonista"
- "Szkoła uczuć"
- "Opowieści z Narnii"
-  "Zielona mila"
- "Alicja w krainie czarów"
- "Charlie"
-"Slumdog. Milioner z ulicy"
- "Rzeźnia"

Filmy (1-5) to tzw. "perełki", reszta ułożona przypadkowo.

Lekkie filmy na wieczór:
- "Igrzyska śmierci"
- "Avatar"
- "Turysta"
- "Jumanji"
- "Harry Potter"

Możliwe, że spodziewaliście się słodkich filmów typu "Ostatnia piosenka", "Trzy metry nad niebem" itp., ale jednak nie jestem typową nastolatką i przeciw wszelkim stereotypom oglądałam pozycje z wyższej półki. Oczywiście jest wiele innych dobrych filmów, ale niestety jeszcze ich nie obejrzałam, a co za tym idzie nie ma ich na tej liście. Podkreślmy: to mój "the best of", a nie spis kultowych filmów.

Paulina

piątek, 10 października 2014

Październikowe łowy


Zaczął się drugi miesiąc szkoły i nauki coraz więcej. Sprawdzian za sprawdzianem. Kartkówka, za kartkówką. Czas biegnie jak szalony. Ale na szczęście zostały jeszcze weekendy. A w weekendy- to co Maciejki lubią najbardziej- książki.
Dzięki hojności koleżanki zdobyłam trzecią i czwartą część "Flawii de Luce". I z tego co wiem właśnie trafiła do polskich księgarni piąta "Gdzie cis się nad grobem schyla". Mam nadziej, że mimo wszystkich obowiązków będę miała je przyjemność przeczytać. Odwiedziłam dzisiaj jeszcze bibliotekę i wśród klasyków gatunku: "Kamienie na szaniec" i "Cesarz", znalazł się Schmitt oraz Yann Martel- zapowiada się ciekawy miesiąc.
Z ważniejszych wydarzeń literackich: została przyznana Nagroda Nike, oraz Nobel w dziedzinie literatury (Karol Modzelewski "Zajedźmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca" i Patrick Modiano) i pod koniec miesiąca będą Targi Książki w Krakowie (na pewno będę).
Oto mój stosik październikowy:
- "Kamienie na szaniec"
- "Cesarz"
- "Tajemnica Pani Ming"
- "Trucicielka"
- "Beatrycze i Wergili"
- "Uch od śledzia w śmietanie"
- "Tych cieni oczy znieść nie mogą"

oraz wygrzebany w Biedronce "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął"

I kupione za grosze "Uroczysko"


Maciejka (Paulina)

wtorek, 30 września 2014

James Dashner - Więzień Labiryntu

"Nie było błękitu, nie było czerni, nie było gwiazd, nie było również fioletowego wachlarza budzącego się do życia porannego słońca. Niebo w całej swej rozciągłości było ciemnopopielate. Bezbarwne i martwe." 


Nastoletni Thomas budzi się w windzie. Niewiele pamięta, w jego umyśle pojawiają się jedynie strzępki obrazów z przeszłości, których nie potrafi ze sobą połączyć. Gdy drzwi windy się otwierają trafia ona do zupełnie innego świata. Świata zwanego "Strefą". Świata, który ma się stać jego domem. Przy wyjściu z windy czeka na niego grupka chłopców. Nikt nie wie dlaczego się tu znaleźli. Żaden z nich nie pamięta swojej przeszłości, rodziców czy przyjaciół. Jedyne co wiedzą, to to,że znajdują się w rozciągającym na wiele kilometrów labiryncie z którego z pozoru nie ma ucieczki.
Wszystko się zmienia, gdy kilka dni później winda przywozie kolejnego "więźnia" - ku ich zaskoczeniu jest to dziewczyna. Jedno staje się jasne- ktokolwiek ich tam umieścił miał cel. Od tej pory ich najważniejszym celem j odnalezienie wyjścia z potwornego labiryntu i powrót do domu.
Wszystko wyjaśnia się na końcu. Przy ostatnich stronach emocje uderzyły we mnie mocno, aż łezka zakręciła mi się w oku. Powiem tak: koniec był bardzo zaskakujący.

"Więzień labiryntu" to pełna akcji i nieustającego napięcia książka, która chwyci czytelnika za gardło i nie puści, aż do ostatniej strony, ponieważ każde wejście do Labiryntu może stać się przepustką do koszmaru i walką na śmierć i życie. Ta książka to obowiązkowa lektura, którą musicie przeczytać. Zaskakuje nas na każdym rozdziale. Z każdą kartką poznajemy prawdę o Thomasie, okrutnym labiryncie oraz sekretnej organizacji DRESZCZ.



sobota, 27 września 2014

Badacz potworów- fantasy na wysoki poziomie


"Są tajemnie których dotrzymałem. Powierzono mi je, a ja nigdy nie zdradziłem pokładanego we mnie zaufania.  Jednakowoż ten, który mi je powierzył, nie żyje już i to ponad czterdziestu lat. Ten dzięki któremu poznajemy owe tajemnice...Ten, który mnie ocalił...I za którego sprawą ciąży nade mną klątwa."
Tak zaczyna się książka "Badacz potworów". Książka, która oczarowała mnie wydaniem, pożółkłym papierem i zapachem czcionki. Wstęp trochę pamiętnikowy, wprowadza nas do życia Will'ego Henry'ego. Ale autor nie ma zamiaru opowiadać nam o współczesnym życiu tego interesującego człowieka, lecz chce wyjaśnić wszystko od początku i zaraz po krótkim prologu wprowadza nas w tajemnicze  życie monstrumologów, w liczbie dwóch: Will Henry i pan Pellinor Warthrop.  Czym zajmują się monstrumoludzy? Myślę, że najprostszą odpowiedzią będzie: potworami. Will jest sierotą i zajmuje się nim właśnie pan Pellinor- doktor, którego pasją są potwory. Akcja rozgrywa się współcześnie i nikt właściwie w żadne monstra nie wierzy, dopóki pewnego dnia na stół laboratorium trafia ciało młodej dziewczyny (bez głowy i innych części ciała).  Sprawcą rzezi jest antropofag- zwierzę żywiące się ludzkim mięsem.
Wyglądające jak urzeczywistnienie nocnych koszmarów antropofagi sieją grozę w małym miasteczku. Gdy zaczną się rozmnażać i polować żadna siła nie będzie wstanie ich powstrzymać. Will i jego mistrz muszą stanąć na przeciw potworom. Jak zakończy się niebezpieczna jatka? O tym sami musicie się przekonać.
Styl książki bardzo mi odpowiada, tak samo jak pióro autora. Bałam się, że Rick Yancey będzie bawił się w Kinga i pozycja okaże się dla mnie zbyt przejmująca. Ale na szczęście pisarz umie dozować grozę i lekturę czytało się bardzo przyjemnie. Co jakiś czas były drastyczniejsze opisy, ale nikt nie obiecywał bajki o siedmiu koźlątkach.  Szczególnie podobał mi się portret zdewastowanego domu pastora. Mam nadzieję, że będę miała przyjemność przeczytać drugą część sagi Monstrumolog, której premiera ukazała się 24 września bieżącego roku. Ta książka to była czysta przyjemność.

Paulina

Ocena: 7/10

piątek, 26 września 2014

Sherlock - najlepszy serial ever!



Nie należę do tych osób, które znajdują przyjemność w oglądaniu seriali. Prawda jest taka, że polska telewizja jeszcze nie wyprodukowała dobrego serialu! Nie kręcą mnie tasiemce typu : "M jak miłość", "Klan", czy "Barwy Szczęścia". Czasami mam wrażenie, że ludzie oglądają je z przyzwyczajenia, sentymentu. Jest jeszcze grupa, która robi to dla hejtu, ale ile można krytykować?! Zamiast mówić, że to jest złe i obrażać się na cały świat, znajdźmy coś co daje nam frajdę. Naprawdę nie wiem jak można oglądać "Dlaczego ja?", "Szkołę", "Szpital" i tego typu programy. Mózg się przy nich lasuje i zaczyna się tracić wiarę w człowieczeństwo, dobre kino, aktorstwo. 

O serialu "Sherlock" dowiedziałam się od kuzynki, ale nie wierzyłam, że to może być dobre. Serial zaczęłam oglądać dopiero w wakacje i tak mnie wciągnął, że obejrzałam wszystkie sezony w tydzień. Tematyka była i jest mi bardzo bliska. Uwielbiam kryminalne zagadki, a jeszcze bardziej Sherlocka Holmesa wykreowanego przez A.C Doyla. Ta ekranizacja całkowicie podbiła moje serce i sprawiła, że zaczęłam wierzyć w sztukę filmową.



Serial wyprodukowała Wielka Brytania. Główną rolę zagrał Benedict Cumperbatch, rolę Watsona przejął Martin Freeman znany z "Hobbita". Andrew Scott zagrał Moriarty'iego - psychopatę, doskonałego przestępcę (do dziś śni mi się po nocnych koszmarach). Wystąpili jeszcze:  Mark Gatiss, Una Stubbs , Rupert Graves. Widowisko otrzymało 3 nagrody Emmy za najlepszego aktora, za najlepszego aktora drugoplanowego i za najlepszy scenariusz.


Za co kocham "Sherlocka"? Przede wszystkim, za to że scenarzystom udało się przenieś dżentelmena Holmesa jeżdżącego dorożkami i palącego fajki do dzisiejszej rzeczywistości. Tytuł tego posta mógł równie dobrze brzmieć: "Detektyw z iPhone'm". To w jaki sposób Benedict z kreował postać Sherlocka na często egoistycznego socjopatę z przejawami genialnego geniusza (przepraszam za powtórzenie, ale tego nie dało się napisać inaczej) powala mnie. Takich filmów pragnę i podążam!!! Które pochłoną cały mój świat i bezlitośni zaśpiewają: "na następny odcinek musisz poczekać rok!". A fan z goryczą obgryza paznokcie oglądając setny raz sezony, czekając na nowy odcinek. Tego chcę!

Sezonów jest trzy i każdy składa się z trzech odcinków. Niektóre historie znałam i z przyjemnością oglądałam Psa Baskervillów, który został kompletnie inaczej zrealizowany, ale na plus. Nie lubię drugiego odcinka pierwszego sezonu i wyrzucam go z mojej pamięci tworząc wizję idealnego serialu jakim jest "Sherlock". Szczególnie lubuję odcinek 6, a jak się ogląda 6 , to musi się obejrzeć 7, bo inaczej umrzeć ze zdenerwowania. W serialu jest pełno gorzkiego, czarnego humoru, którego w tym wydaniu uwielbiam. Często doprowadzało mnie do szału to egoistyczne podejście do świata Sherlocka, ale jak go tu nie kochać. Ku mojemu zaskoczeniu Benedict ma prawie 40 lat, a dałam by mu 25. I co najważniejsze: Benedict Cumperbatch stał się moim ulubionym aktorem ever. Gdybyście przejrzeli zawartość mojego telefonu, to bez problemu moglibyście stwierdzić, że jestem ogromną fanką Benedicta.



Zdaje mi się, że nie powiedziałam nawet połowy, ale jak mi się coś ważnego przypomni to będę uzupełniała w kolejnych postach. Na sam koniec mogę powiedzieć, że może życie na pewno inaczej by wyglądało gdybym nie obejrzała "Sherlocka".

Paulina

czwartek, 25 września 2014

Małe zbrodnie małżeńskie



Książka przed wszystkim zaskoczyła mnie, jak większość książek Schmitta. Są to książki proste, ale niosące ze sobą głębokie, często gorzkie przesłania. Z jego książek przeczytałam: "Oskara i pani Róże",  "Kiedy byłem dziełem sztuki", "Ewangelie wg. Piłata", czy "Zapasy z życiem". Bardzo lubię jego styl pisania, choć wiem, że nie odpowiada on każdemu.
Dlaczego ta książka mnie zaskoczyła? Bo pojawił się ten punkt kulminacyjny, którego kompletnie się nie spodziewałam. Kiedyś czytałam kryminał dla dzieci ("Riko, Okar i głębocienie") i nie mogłam wprost uwierzyć, że w takiej książce może pojawić się zwrot akcji. U tutaj właśnie tak było- tak niepozornie. Pojawiło się apogeum, które mną wstrząsnęło i wprost dygotałam do końca książki. Właśnie tym charakteryzują się powieści,( czy jak w tym przypadku- dramacie) Erica. Oszczędna w słowach powieść banalna do bólu. Ale właśnie w takich powieściach ten gość przedstawia to co najważniejsze: miłość, wiarę, przyjaźń, sens życia. I właśnie za to go kocham.

Małżeństwo z 15-letnim stażem staje na rozstaju dróg. Cóż może się nowego wydarzyć po tak wielu latach? Mąż stracił pamięć i żona próbuje mu wszystko przypomnieć, pokazuje mu jego obrazy, książki i mówi jak to byli dobrą parą. Na przestrzeni kilkudziesięciu stron poznajemy całą historię dwóch kochających się ludzi.  Schmittowi  udałą się nie lada sztuka: napisał dramat, który czyta się jak najbardziej wciągającą powieść.


Dziękuje, że piszesz tak pięknie, Paulina.

Alchemik- O tym jak odkrywać głębie w płytkim jeziorze.



Wyobraźcie sobie, że jesteście zawodowymi nurkami. Posiadacie świetny sprzęt i doświadczenie, które sprawia, że jesteście naprawdę dobrzy w tym co robicie. I dochodzi do was pogłoska o pewnym jeziorze. Wiele osób twierdzi, że to piękne jezioro, którego głębiny skrywają wiele tajemnic. Natomiast inni uważają, że to z pozoru interesujące zjawisko i nie warto nim sobie zaprzątać głowy. Wy mając mieszane uczucia na temat tego zbiornika wodnego chcecie sprawdzić sami co naprawdę ono kryje. I dobrze przygotowani, z wieloletnim stażem wkraczacie do tego jeziora. Po skończonej wyprawie, siadacie na brzegu z laptopem i próbujecie napisać recenzje waszej ekspedycji. Wiele osób czeka na waszą opinię, a wy wciąż stoicie przed tym trudnym zadaniem.

I ja w podobnym miejscu stanęłam, ale nie jako nurek, lecz jako czytelnik. Czytelnik, przed którym stanął obowiązek przeczytania i skomentowania "Alchemika" Paulo Coelho.  Paulo Coelho znany jako encyklopedia złotych myśli, które przelewa na papier i publikuje, ale czy naprawdę o to chodzi by pisać "czarno na białym", gdzie wszystko jest jasne i cukierkowe? Czy naprawdę o to chodzi by jak rodzice Gusa z "Gwiazd naszych wina" wieszać i haftować wszędzie sentencje życiowe? Ja uważam, że NIE. Trzeba tak wszystko eksponować? Prawdziwe piękno trzeba samemu odkryć, a nie mieć podane na talerzu.

Już sam początek mnie zniechęcił, ale życie nauczyło mnie, że czasami warto przeczytać trochę więcej niż by się miało ochotę. Jednak tu moja metoda zawiodła i książka ciągle niczym łódka dryfowała na tym samym, niskim poziomie. Nie było wzlotów i upadków, tylko ciągle płaskie zdania nieprowadzące do niczego.

Może jeśli bym tą powieść czytała bardzo, bardzo uważnie, i każde słowo traktowała niczym ambrozję, to może by coś z tego wyszło. Ale ja pozwalam się literaturze prowadzić. Dobra książka może zaprowadzić w miejsca o którym się nawet filozofom nie śniło. Nie będę roztrząsała tego utworu i po prostu oddam go grzecznie do biblioteki, gdzie jego miejsce.
Kiedyś przeczytałam, że więcej inspiracji i głębokich myśli można znaleźć w jajecznicy, niż właśnie w tej książce. I niech te słowa będą zwieńczeniem mojej recenzji.

Paulina

piątek, 29 sierpnia 2014

Kot Alchemika, a właściwie Krot Alchemika

Druga pozycja Waltera Moersa, którą było mi  zaszczyt przeczytać. Po przeczytaniu "Miasta Śniących Książek" byłam wprost zauroczona tym autorem. Książka była świetnie napisana, i choć należy do fantastyki można powiedzieć, że bohaterzy byli wprost realni. Akcja płynęła wartko. I jeszcze te ilustracje... Tego samego oczekiwałam od "Kota..." i gdybym nie przeczytała "Miasta.." miałam bym o nim bardzo dobrą opinię. Ale po kolei.

W Sledwai, miasta chorób i cierpień mieszka mały Echo- krotek. Niestety życie go nie rozpieszcza i po czasie zabaw i uciech, przychodzi czas na ból i głód- umiera jego pani. Krotek zamieszkuje na ulicy, na której z kolei znajduje go miejscowy przeraźnik, postrach całego miasta i ubija z nim piekielny pakt. Otóż krotek przez najbliższy miesiąc będzie miał jak w siódmym niebie, ale po czasie rozrywek, mężczyzna zabije go i przetopi z niego tłuszcz. Jak potoczą się losy małego krotka i czy zło zwycięży nad dobrem, dowiecie się właśnie w tej pozycji.

Ja rozmiłowana we wcześniejszej lekturze tego niemieckiego autora, tą powieść oceniam na dobrą. Mogą polecić ją każdemu, nie zależnie w jakim jest wieku i jakie ma upodobania literackie. Jest to książka, która nie jest równa "Mieście Śniących Książek", ale nadal jedna z moich ulubionych. Walter Moers w "Mieście.." dotknął nieba i mimo, że "Kot.." stąpa po ziemi to jest to lektura godna uwagi.

Paulina

wtorek, 22 lipca 2014

Wakacje to świetna pora na morderstwo



Nie wiem jak wy, ale ja jestem bardzo zorganizowanym człowiekiem. Wszystko zapisuję, planuję...I nie chodzi tutaj tylko o listy na zakupy, ale także o listy...książek. Każdego Sylwestra, kiedy reszta świata pije szampana z TVP2, ja tworzę rejestr pozycji literackich priorytetów na następny rok. Oczywiście zakładam, że będzie też kilka książek niespodzianek, które niczym łowca wypatrzę w księgarni, czy bibliotece. I nie tylko w Nowy Rok tworzę taką listę, nie, takich list to ja tworzę przynajmniej kilkanaście.
Na te wakacje również stworzyłam ciąg książek, które po prostu muszę "połknąć" przez rozpoczęciem się roku szkolnego. Ponieważ mam dużo czasu to wymyśliłam, że i w lipcu, i w sierpniu przeczytam po 10 dzieł. Zobaczymy jak mi pójdzie w drugiej połowie ferii letnich, ale muszę przyznać, że wywiązałam się z umowy już w połowie.
Oto część, którą mam już za sobą, (m.in):
-Harry Potter cz.4 (kolejny raz nie zawiódł)
-Matematyka, daj się uwieść!
-Wszechświat kontra Alex Woods (chyba najlepsza w tym miesiącu)
-Książę Mgły
-Alicja po drugiej stronie lustra
-Rico, Oskar i złodziejski kamień
-Rodrick rządzi (Dziennik cwaniaczka)
-Bóg, Kasa i Rock'a'roll
-Opowieści ze świata fizyki

A to co przede mną:
-Mofongo
-Kot Alchemika
-Ostatni ukłon
-Świat jest teatrem
-Manuskrypt Jana Żeglarza
-Pan Mercedes
-Blondynka, jaguar i tajemnica Majów
-Morderstwo na plebani

W tym roku planuje nadrobić trochę w fantastyce i kryminałach. Zawsze chciałam napisać jakiś dobry kryminał z niedoodgadnięcia (czy jest w ogóle takie słowo) zagadką. Może się trochę poduczę.
A czy wy macie jakieś wakacyjne plany literackie? Piszcie w komentarzach.
Paulina

poniedziałek, 14 lipca 2014

Wszechświat kontra Alex Woods



Przeglądając kolejny raz nowości wydawnicze możne natknąć się na różne rzeczy. Można stracić wiarę w dzisiejszą literaturę lub odwrotnie: zachwycić się nią. Reklamy promujące książkę: "Wszechświat kontra Alex Woods" otaczały mnie ze wszystkich stron. Pierwszy raz usłyszałam o taj pozycji w Radiu Kraków, gdzie dwie panie wychwalały debiut Gawin'a Extenca. Można bez przeszkód powiedzieć, że byłam na tą książkę pozytywnie nastawiona. Kiedy nadszedł dzień wyboru upominku za świadectwo z paskiem od szkoły, bez zastanowienia podałam wychowawczyni właśnie ten tytuł.
I teraz ta recenzja może pójść w dwa kierunki, albo reklamy mówiły prawdę albo kłamały,a ta książka to nic wartościowego...
W małego dziesięciolatka trafia meteor. Rzecz bardzo rzadka i niespotykana. Chłopcu udaje się przeżyć, ale to nie koniec jego przygód. Czeka go jeszcze walka z padaczką oraz niepowtarzalna przyjaźń z panem Petersonem.
To wg mnie brzmi to bardzo dobrze, ale wydawca umieścił opis, który całkiem nie pasuje do tej książki:
"Pewnej deszczowej nocy celnik zatrzymuje poszukiwanego Alexa Woods'a. W jego samochodzie znajduje się kilogram marihuany , sporą ilość gotówki i ... urnę z ludzkimi prochami."
Mój Boże, przecież to pasuje do jakiegoś słabego kryminału, a nie do...świetnej książki obyczajowej. To chyba jedyny duży błąd tej publikacji.
Gawin Extence ma świetne pióro. Umie rozśmieszyć i sprawić, że płaczemy. Stworzył wspaniałych bohaterów, których nie istnienie trudno by udowodnić. Jasne, było kilka "niedociągnięć" i nie jest to książka bóg- nieskazitelna. Ale tak jak zapewnia mnie Wydawnictwo Literackie "Jedna z najlepszych powieści jakie kiedykolwiek przeczytaliście." to właśnie tak czuje się wobec tej pozycji. Prawdopodobnie przeczytam ją w przyszłości jeszcze raz. Nie wiem czy  kiedykolwiek będzie zaliczać się do tzw. klasyków, ale na zawsze pozostanie w mojej pamięci i sercu.
Dziękuje za to dzieło autorowi i proszę o jeszcze. Właśnie takiej literatury potrzebuję.
"Pogrzeby nie są dla zmarłych- są dla żywych."

Paulina

czwartek, 10 lipca 2014

Podaj dalej, czyli historia pewnego chłopca


Piękne historie nie tworzą się same. Potrzeba wspomnień i wyobraźni...

Dwunastoletni Trevor McKinney mieszka z matką w amerykańskim miasteczku. Pewnego dnia (jakże powszechne to stwierdzenie) nauczyciel klasie zadaje dodatkowe zadanie: "Pomyśl co mógł byś zrobić, aby świat stał się lepszy." Myślę, że każdemu z was już wpadło do głowy kilka pomysłów: "posprzątanie śmieci w lesie", "założenie klubu przyjaznemu społeczeństwu", "pomaganie sąsiadce z dołu, w zakupach...


Nasze pomysły, no cóż- nie są dobre. Nie są nawet przeciętnie dobre. Cóż z tego, że pomożemy komuś tam, że zrobimy to i to, z skoro i tak większość tego nie doświadczy.
I ten mały Trevor wymyśla "sposób pomagania", który dotknie wszystkich. Wystarczy, że jedna osoba, bezinteresownie pomoże trzem innym osobom. Może być to pielenia ogródka przez miesiąc, wyciągnięcie kogoś z nałogu, korepetycje, oddanie samochodu, darmowe wakacje, konsultacje...Możecie komuś nawet ocalić życie, albo po prostu zapukać do drzwi i zaproponować pomalowanie płotu. Nie ważne, co to będzie- ważne, że będzie. I najważniejsza sprawa: osobie, której pomaganie powiedzcie: "pomóż trzem osobą". I tyle.
Nie zdajecie sobie spawy jak ta akcja zmieniała Amerykę. To już nie dotyczyło kilku osób, ale kilku...milionów.
W lekturze znajdą się również inne wątki, jak alkoholiczka- matka, czy tajemniczy weteran wojenny- nauczyciel Trevor'a z oszpeconą twarzą. Jest jeszcze jeden...który "podnosi" całą pozycje jeszcze wyżej. Nie chcę tutaj spoilerować, ale kiedy napiszę, że na końcu książki płakałam, zrozumiecie o co chodzi.

Przez całą książkę ma się takie wrażenie, że to "podaj dalej" to na prawdę piękna rzecz. Po prostu chce się wstać i iść do ludzi (w dosłownym tłumaczeniu). Pozytywna energia w nas przepływa i zaczyna się, prostymi słowami ujmując, wierzyć w ludzkość. Tak, to wartościowy utwór.



Myślę, że właśnie dla zrozumienia umysłu tego chłopca warto przeczytać tą książkę. Dla opornych znajdzie się film, o takim samym tytule.

Paulina

środa, 9 lipca 2014

Wałkowanie Ameryki, czyli jak Marek Wałkuski zrozumiał U.S.A


Pozycja dla wszystkich, którzy próbują zrozumieć umysł przeciętnego Amerykanina: miłość do broni i dróg bez ograniczenia prędkości, co zjeść na śniadanie i gdzie dzieci posłać do szkoły. Korespondent Polskiego Radia- Marek Wałkuski przedstawia to co próbował zrozumieć za oceanem. Jest to książka, która oprócz statystycznych danych opisuje co naprawdę kryje się za wielkimi słowami U.S.A. Zamiast łatwego krytykowania autor stara się, aby czytelnik zrozumiał Amerykę. Pisze ciekawie i uwierzcie, że każdy znajdzie w tej publikacji coś dla siebie.
Na początku chcę przyznać się bez bicia, że nie przeczytałam tej książki od deski do deski. Nie czułam po prostu takiej potrzeby. Książka jest podzielona na rozdziały (bardzo wszechstronne rozdziały) 
np:.
-religia
-język amerykański
-napięcie rasowe
-tygiel etniczny
-samochody i kierowcy
-po co im broń
-muzyka country
-światowe mocarstwo.
Sami widzicie, że jest tego dużo (a nie wymieniłam nawet połowy) i każdy jest zupełnie inny. Ta pozycja na pewno zachęca do tego kraju, ale przedstawia go w realny świetle. Autor przyznaje, że po kilku latach w U.S.A zdążył wybaczyć Amerykanom pewne grzeszki, ale w pozycji nie znajdziemy samych pochlebstw. Byłabym zauroczona, gdyby także o innych imperiach powstały takie książki. Z przyjemnością zabrałam bym je do walizki na wakacje. Może Chiny, Wielka Brytania, Japonia, Rosja...Fajne (przepraszam za słowo, ale tylko to wydaje mi się odpowiednie) było to,że również były porównania do Polski i samych Polaków. Chciałabym tutaj zacytować, żebyście naprawdę poczuli atmosferę tej publikacji. Oto co dla was znalazłam:



Inną cechą Amerykanów jest łatwość nawiązywania kontaktów. Nie mają oni problemu z zaczepianiem nieznajomych na ulicy, w sklepie, parku, kinie, muzeum czy w autobusie, zwykle tylko po to, żeby zamienić dwa słowa. Są przy tym bezpośredni, często uśmiechają się do obcych i pozdrawiają ich słowami Hi! lub Hello!

wtorek, 1 lipca 2014

Czy książka potrzebuje reklamy?


Moja ulubiona- ucieczka w książkę
Myślę, że tak. Bo w dzisiejszym świecie wszystko ma swoją reklamę, począwszy od mleka, a skończywszy na żyłkach do kosiarek. Więc dlaczego książka miała by niej nie mieć.
Reklamą może być plakat, na którym widnieje wspaniała okładka,( która też odgrywa dużą role ), a pod nią napis typu: "Najlepsza książka jaką w życiu przeczytaliście!", czy "Autor kolejny raz nie zwiódł". Reklama nie musi przedstawiać konkretną pozycje, może mówić ogólnie o książkach i właśnie takie reklamy wyszperałam w internecie.
Dla prawdziwych czytelników
Podwójne życie czytelnika
Która najbardziej wam się spodobała? Dajcie znać w komentarzach!
Paulina

sobota, 14 czerwca 2014

Buszując za dobrą książką- Buszujący w zbożu


Szesnastoletni Holden zostaje ponownie wyrzucony ze szkoły. Nie mogąc pogodzić się z otaczającą go głupotą, podłością ucieka z college'u i przez kilka dni "buszuje" po Nowym Yorku. Cała powieść rozgrywa się na przełomie 3 dni, w latach 40. Główny bohater przez te kilka dni próbuje odnaleźć sens życia...

Czy to nie brzmi wspaniale? Takie kąski literackie zdarzają się niezwykle rzadko. Ale nie próbujcie się zbajerować. Może rzeczywiście historia jest opowiedziana bardzo barwnym językiem. Może rzeczywiście wszystko "było na swoim miejscu". Ale...
Przepraszam, ale ta historia nie spodobała mi się. Nie spodobał mi się bohater, jego poglądy, myśli. NIC.
Wiele osób jest zachwyconych i za tą książkę dali by się pokroić, ale mnie bunty nastolatka nie wzruszają. Co prawda książkę przeczytałam bardzo szybko i niektóre fragmenty sprawiły mi przyjemność, ale nic poza tym.
W wielu szkołach jest to lektura, ale z tego co wiem w niektórych szkołach Amerykańskich jest zakazana. Ponoć dlatego, że w książce pojawiają się na przykład wulgaryzmy, takie jak fuck. Również  Mark David Chapman miał przy sobie Buszującego w zbożu podczas morderstwa na Johnie Lennonie. Był tą powieścią zafascynowany i nawet chciał zmienić nazwisko na Holden Caulfield.
Książka została przetłumaczona na niemalże wszystkie najważniejsze języki świata. Szacuję się, że sprzedano 65 milionów egzemplarzy tej powieści.
Czy dobra? Oceńcie sami.
Paulina