sobota, 24 stycznia 2015

Sentymentalna podróż, czyli "Boyhood"


Boyhood” to filmowy projekt, którego największą zaletą jest prawdziwość w oddaniu prozy życia. Choć zdjęcia trwały 39 dni, całe dzieło było kręcone przez 12 lat, tak by aktorzy starzeli się wraz z bohaterami, których grają.  Reżyser nie bawi się w upiększenia, zachwyca prostotą i banalnością, ukazując życie amerykańskiej rodzinny. Tworzy kino pesymistyczne w swej wymowie i zachęca do przemyśleń nad własnym bytem.

Głównego bohatera Masona (Ellar Coltrane) poznajemy, gdy ma sześć lat. Jest słodkim blondasem zainteresowanym głównie wykopaliskami wokół domu i dekorowaniem farbą w sprayu okolicznych murów. Patrzymy na jego życie w przyspieszeniu, tu jeździł na rowerze, a tu dostawał w prezencie swoją pierwszą broń.  W ostatniej scenie filmu chłopak stoi już u progu dorosłości – ze stypendium w kieszeni i głową pełną pytań o sens wszystkiego rozpoczyna naukę w college'u. Choć świat stoi przed nim otworem, Mason do końca chyba jeszcze nie wie, jak się przez ten otwór przecisnąć. Zdaje sobie sprawę, że wyrwał się z matczynego gniazda i rozpoczyna nowy rozdział w swoim życiu. Nie wie co będzie dalej, bo życie to wielka zagadka i razem z naszą niewiedzą kończy się seans.

Film Richarda Linklatera staje się kroniką, ale nie pisaną z dystansu czasu, lecz opisującą po kolei wydarzenia towarzyszące mieszkańcom USA. Jesteśmy świadkami zmian w modzie, polityce i muzyce. Z ciekawością obserwujemy jak zmieniają się fryzury, prezydenci, a nasi bohaterowie, jakby łamali czasoprzestrzeń stoją w miejscu.
Nie ma tu tradycyjnej fabuły z ekspozycją i obowiązkowymi punktami zwrotnymi. Reżyser stapia ze sobą wydarzenia ważne i błahe, prozę życia i magię chwil. Ważne wydarzenia jak ukończenie liceum, przeplatają się z zwykłymi spotkaniami rodzinnymi i kupnem samochodu. Przez 2,5 godziny życie Masona  przepływa nam przez palce. Ogarnia nas melancholia i smutek. Nagle spostrzegamy się, że jesteśmy takimi samymi ludźmi jak on i wtedy
zaczynamy płakać.



Linklater, być może jak żaden inny reżyser, potrafi bez ściemniania opowiadać o blaskach i cieniach dorastania. Na swoich młodocianych bohaterów spogląda z czułością, zrozumieniem i poczuciem humoru.  Nie poucza, nie moralizuje i niczemu się nie dziwi. Daje historii się dziać, płynąć własnym nurtem. Sam staje z boku i z zaciekawieniem się przygląda. Młodość – mówi reżyser – jest wciąż taka sama: kipiąca energią i głodna nowych doświadczeń, a zarazem niepewna siebie, zlękniona. Przywiązana do  rodziców, a jednocześnie coraz bardziej nimi rozczarowana. |


"Boyhood" oczarowuje szczerością i prostotą opowieści. Dla wielu z widzów, zwłaszcza rówieśników Masona, stanie się z pewnością ważny i bliski. To film, który ma szansę na osiągnięcie statusu kultowego. Dzisiaj ma już na swoim koncietrzy  Złote Globy: za najlepszy film, najlepszą aktorkę drugoplanową i za najlepszą reżyserię oraz sześć nominacji do nagrody Oskar.  Linklater sprawił, że to chwila złapała mnie w bezruchu i zatrzymała ze sobą. Myślę, że to właśnie jest magia kina. 


Nie ma się z czego cieszyć

Wczoraj odbyła się konferencja poświęcona Narodowemu Programowi Rozwoju Czytelnictwa na lata 2014 - 2020 oraz wynikom najnowszych badań poziomu czytelnictwa w Polsce.  konferencji udział wzięli: Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, prof. Małgorzata Omilanowska, Minister Edukacji Narodowej, Joanna Kluzik-Rostkowska, dyrektor Instytutu Książki, Grzegorz Gauden oraz dyrektor Biblioteki Narodowej, Tomasz Makowski.
 Okazuje się, że zatrzymano spadkowy trend czytelnictwa w Polsce. Otóż w tym roku aż 41,7% społeczeństwa przeczytało chociaż JEDNĄ książkę. Jest to o 2,5% wyższy wynik niż w ubiegłym roku. Wszyscy są zadowoleni, ministerstwo skacze, tylko ja płacze. Nadal ponad połowa obywateli jest w cieniu intelektualnym i nie czyta niczego wykraczającego poza kolorowe magazyny i opisy sposobu przygotowania "chińskiej zupki". Zastanawiam się też, co oznacza jeżeli ktoś przeczytał jedną książkę. Co to było? Może książka przyjaciela dziecka koleżanki, może poradnik "jak czytać więcej, gdy się nie chce", może romansidło kupione w kiosku? Na 100% nie było to nic ambitnego. Osoby, które czytają więcej niż siedem książek rocznie są mniejszością, bowiem stanowią ok.10%. Dla mnie to nawet jeszcze nie jest pełno wartościowy czytelnik, więc w takim razie gdzie ja jestem, skoro czytam 100 pozycji rocznie? Może znalazł by się dla mnie procent? Pół procenta? Ćwierć?


Kto czyta najwięcej? Osoby między 15 a 19 rokiem życia (71 %) oraz uczniowie i studenci (73 %) - w obu tych grupach najliczniej występują czytelnicy regularni i intensywni. Po książki sięga aż 80 % dzieci matek z wykształceniem wyższym, z czego aż 32 % należy do czytelników intensywnych. Ponadto - osoby zadowolone ze swojej sytuacji materialnej (54 %) oraz mieszkańcy miast powyżej 100 tys. mieszkańców (ponad 50 %). Najmniej natomiast czytają osoby powyżej 60 roku życia (34 %), mieszkańcy wsi (34 %), rodziny o dochodzie mniejszym niż 2 tys. zł (30 %) oraz emerytowani rolnicy (14 %).
Może kiedy pokolenie Z będzie dorosłe, to stan czytelnictwa skoczy do 70%. Marzenia...

Dla mnie świętowanie i zachwycanie się takimi wynikami jest żałosne. Zero ambicji.

Paulina

piątek, 23 stycznia 2015

"Harry Potter" vs. "Szkoła Modlitwy i Cudów w Hogwarcie"

Czy jest na tym świcie osoba która nie zna "Harrego Poterra"? Może gdzieś kryję się jeszcze jakiś Robinson Crusoe, ale dla pokolenia Z jest to książka kultowa i może nawet podstawa biblioteczki młodego czytelnika. Wszyscy znają Harrego, Hermionę i tego rudego, którego imienia nie umiem wymówić. Wszyscy chcieli by znaleźć swoją szafę, która przeniosła by ich do Narnii i wszyscy by chcieli dostać zaproszenie do szkoły Hogwart. Wszyscy wiedzą kim jest Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wypowiadać. Jak mówi Wikipedia: "Wszystkie siedem części spotkało się z olbrzymim uznaniem na całym świecie i odniosło potężny sukces. Za sprawą 445 milionów egzemplarzy Harry Potter jest najlepiej sprzedającą się serią książek w historii". Harry Potter był dla wielu drzwiami do świata literatury, przystanią bezpieczeństwa, dobrej zabawy i dreszczyku emocji. Mimo to stał się powodem do sporów na tle politycznym i religijnym. Niektóre środowiska chrześcijańskie zarzucają serii promowanie magii i okultyzmu. Problemem jest to, że w książce magia przedstawiona jest jako coś dobrego.




Główny egzorcysta Watykanu Pater Gabriele Amorth ostrzega, że lektura książek o Harrym Potterze w prostej drodze prowadzi w sidła „księcia ciemności”, czyli innymi słowy w pułapkę satanizmu - pisze na swoich łamach brytyjska gazeta „The Sun”. 
Gazeta cytuje Amortha: - „Zaczyna się niewinnie, od czytania historyjek o Potterze, który wydaje się być miłym czarodziejem, ale w końcu czytelnik wpada w ręce szatana. Nie ulega wątpliwości, że te powieści zawierają rękopis diabła. Małe dziecko wychowywane jest tu przez magię – stąd już tylko mały krok do satanizmu i Złego”.
Nawet papież Benedykt XVI ostrzegał przed czytaniem książek Joanne K. Rowling, używał przy tym jednak bardziej wyważonych słów: - „Historie te pełne są pułapek, pokus, które działają niepostrzeżenie na młodą, nieukształtowaną jeszcze duszę. Mogą zniszczyć wiarę, zanim ta wzrośnie”.Kościół.pl 


"Na szczęście" znalazła się Pani, która postanowiła napisać Harrego Pottera od nowa, tylko wszystko co "szatańskie" zamienić na "chrześcijańskie". I tak powstała "Szkoła Modlitwy i Cudów w Hogwarcie". Przepraszam, ale już sam tytuł powoduje, że spadam ze stołka. Proudhousewife (w wolnym tłumaczeniu: dumna pani domu), czyli nasza "bohaterka" zmienia całą twórczość J.K. Rowling na "przyjazną rodzinie".(Już się chyba nie podniosę.) Jako "dobra matka" nie może w końcu czytać swoim dzieciom pod poduszkę tak demonizującej książki.   Na razie zostało opublikowanych 9 rozdziałów, dzięki którym wasze dzieci "nie przemienią się w wiedźmy".

Dobra wersja Harrego

W wersji Proudhousewife , tak jak w oryginale Harry mieszka pod schodami u swojego wujostwa i tutaj zaczynają się zmiany. Ciotka Petunia i wujek Vermont są ateistami i czytają książki Richarda Dawkinsa (brytyjski publicysta, biolog, ateista), wierzą w ewolucje i socjalizm. Hagrid, który zaprasza Harrego do Hogwaru ma zawieszony na szyi krzyż.  Harry i jego przyjaciele są dobrymi chrześcijanami i jedynym który może przeszkodzić im w sielance życia jest szatan- Voldemort. 
Oto fragment fanficka:
Szkoła Modlitwy i Cudów w Hogwarcie! - zawołał Harry i klasnął w dłonie. Kiedy tylko usłyszał nazwę, poczuł ogarniający go wewnętrzny spokój. Chciał zaznać więcej tego spokoju i nauczyć się jak być dobrym chrześcijaninem. A jak teraz zrozumiał: jedno pociągało za sobą drugie.
- Chcę tam iść - zawołał.
Hagrid uśmiechnął się radośnie. Tak gorąco modlił się dziś o możliwość uratowania czyjejś duszy. Był bardzo szczęśliwy, że mógł ocalić duszę tak słodkiej i młodej osoby jak Harry. Dobrze, że zdążył na czas. W końcu za pięć lat Harry mógłby być już spółkującym, zażywającym narkotyki zwolennikiem teorii ewolucji.
- Nie bądź niemądry, Harry - rozkazała ciotka Petunia, zacierając kościste ręce: - Wejdź do domu, poczytam ci o ewolucji z książek Dawkinsa. Nie potrzebujesz tej głupiej religii!
Na niewinnej twarzy Harry'ego pojawiła się oznaka niepokoju. Począł się nad tym wszystkim zastanawiać.
Dursleyowie byli jedynymi rodzicami, jakich kiedykolwiek miał, a ich dom jedynym domem, jaki kiedykolwiek poznał. Czy mógłby ich tak zwyczajnie zostawić?
Jednak teraz był ocalony, zmówił "modlitwę grzesznika", i wiedząc to, co teraz wie, nie mógł tam dłużej zostać. Nagle wiedział, co robić.
- Nie, ciociu Petunio - powiedział z dziecięcą mądrością i prostotą. - Ewolucja nie jest prawdziwa, pójdę do Hogwartu.
- Nie, nie, Harry - zapiszczała ciocia Petunia - mam inny pomysł. Będziesz mógł dzisiaj drugi raz obchodzić swoje urodziny. Lubisz urodziny, prawda?
- Urodziny nie są darem Boga. Możesz próbować mnie przekupić, ale wybaczam ci to, ciociu, zgodnie z tym, co jest zapisane w Biblii. (" Lecz Jezus mówił: 'Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią'. Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy" - fragment Ewangelii Świętego Łukasza).
Hagrid spojrzał na Harry'ego z podziwem. Był pod wrażeniem tego, że Harry był zdolny wybaczyć komuś, kto tak go skrzywdził, jak ta ciotka Petunia. Dzięki temu Hagrid na nowo zrozumiał naukę o wybaczeniu z Ewangelii św. Mateusza

 tekst: http://wyborcza.pl/1,75475,16721894,Powstaje_chrzescijanska_wersja__Harry_ego_Pottera__.html#ixzz3OVtxymWu


Mój tata nazwał to "czepianiem się". Sytuacja jest podobna jak w sytuacji "Buszującego w zbożu". Ową książkę odnaleziono w domu zamachowca i tak stała się w niektórych amerykańskich szkołach zakazana. Dodajmy, że w książce są śladowe ilości jakikolwiek przemocy. "Harry Potter" to nie jest podręcznik "jak szybko stać się złym".  Jeżeli tak na to spojrzeć to spalmy całą literaturę fantasy i przenieśmy się do średniowiecza.

Zdania na temat książki są podzielone, niektórzy serdecznie dziękują za to "dzieło na rzecz Pana" i inni (zdecydowana większość) nawołuje do przyjęcia Proudhousewife do zakładu psychiatrycznego.

Moje zdanie już na ten temat znacie, a jakie jest wasze?

Paulina

czwartek, 22 stycznia 2015

"Pokłosie", tylko mnie nie zlinczujcie



W każdym filmie opowiadającym o II wojnie światowej pojawia się wątek „dobrego Niemca”. Ma być on przeciwwagą do złej reszty społeczeństwa i uświadamiać, że tak samo i dobro i zło może kryć się w każdym z nas. Jak informują nas amerykańscy naukowcy, jeżeli damy człowiekowi odpowiednią ilość władzy i pozwolimy mu ją używać bez żadnych konsekwencji, to może w krótkim czasie przerodzić się w potwora, maszynkę do zabijania.
Hitler dał wszystkim Niemcom właśnie takie warunki. Wmówił mi, że są „lepszą rasą”, „ponadludźmi”. Zabijanie kogokolwiek nie łączyło się już z wyrzutami sumienia, a wizją poprawiania świata na lepsze. To czysty przypadek, że Adolf urodził się w Niemczech, mógł przecież równolegle po drugiej stronie Atlantyku urodzić się drugi pan przeświadczony o „niezwykłości” swojego narodu i tak zamiast jednego znienawidzonego narodu, mielibyśmy dwa. A Polska? Nie, tutaj nawet jeżeli urodził by się taki dżentelmen to by nie porwał żadnego tłumu. Why? Bo Polacy mają w sobie ten pierwiastek społeczeństwa, który brak innym. Bo Polacy to tylko biała niewinność i czerwona przelana krew. Bo jak jesteś Polakiem to jesteś skazany na bohaterstwo. Czy to u siebie, czy za granicą. Polacy zawsze byli wykorzystywani, a sami nigdy nikogo nie zniewolili, nie kopnęli w brzuch.
Słucham takich wypowiedzi odkąd się urodziłam i mam czasami ochotę powiedzieć „pip” patrioci. Fajnie jest być nacjonalistą, szowinistą? Co? Fajnie jest być lepszym, wyższym. Fajnie jest kogoś znieważyć....
Polakom czasami niewiele brakuje, by sami zaczęli o sobie myśleć jak o „super rasie”. 
Myślicie, że jak Polska była mocarstwem w średniowieczu to jak zagarnęła te wszystkie ziemie. Pacyfistycznie? Poprosiła; w stylu „ej, nie bądźcie tacy, nam też się coś należy”, a np. Ukraina na to „okey, możecie przejąć nasze ziemie i nami rządzić, ok.”. Podpowiem: nie, tak nie było. 
I to co teraz przeczytaliście to nie jest lista skarg, to nie jest sabotaż, czy kopanie dołków pod samym sobą. To jest spojrzenie sobie głęboko w twarz i oddanie siarczystego policzka z namaszczeniem. Chce wykrzyczeć, że wszystkie narody mają coś na sumieniu. Nobody is perfekt. Oczywiście nie chce nas porównywać do nacji, które zmiotły miliony obywateli, ale zrozumcie, że Polacy nie mają zapisanego w genach bohaterstwa! Nikt nie ma...





I tak tym dłuższym wstępem chciałabym przejść do filmu pt. „Pokłosie”. Film, który budzi jeszcze więcej kontrowersji niż moja wcześniejsza wypowiedź. Bo nie opowiada o teorii złych Polaków, ale o ich rzeczywistym bycie. 
„Pokłosie” to świetny, polski thriller. Rozpoczyna się  przyjazdem Franka z Ameryki (Ireneusz Czop)  do swojego brata Józka (Maciej Stuhr). Jak dowiadujemy się, jego brat ma na pieńku z lokalnymi ziomkami z powodu zerwania asfaltowej drogi z niewiadomego powodu. Józek milczy, a wieś nadal linczuje. W końcu brat przedstawia Frankowi pole pszenicy, którego dużą część zajmują stare, żydowskie nagrobki. Józek już nie jest w naszych oczach miejscowym rzezimieszkiem, a człowiekiem o ludzkich odruchach. Wkrótce z bratem odkrywa przerażającą historię wsi.
 Jak mówi Maciej Stuhr ten film nie jest statystyczny, nie mówi o tym, że wszyscy Polacy byli źli, lecz przedstawia sprawę z innej stronny. Niektórzy zarzucają: dlaczego nie tworzy się filmów o Polakach bohaterach. Jak nie tworzy? A „80 milionów”, a „Katyń”? A Agnieszka Holland? Mam dalej wymieniać?

„Pokłosie” nie jest o historii, tylko o tym co ta historii z nami robi teraz. Z mieszkańcami wsi w filmie i z nami, tutaj w Polsce.  Po premierze tego filmu brzydko mówiąc „zjechano” Sthura. I jak mówią krytycy filmowi; „Stuhr się bardzo starał, ale wypadły mu pejsy spod kapelusza”. Przetłumaczcie sobie to sami. 

Osoby, które uznały to dzieło jako odkupienie win Żyda (patrz Maciej Stuhr), upodobniły się do mieszkańców filmowej wsi. Stały się brudnym społeczeństwem mówiącym po cichu „żydek”. Na nowo wyłonił się Polski antysemityzm, który zawsze się zbyt dobrze ukrywał, by o nim mówiono. Jak młody Stuhr wypowiedział się w Gazecie Wyborczej: „Antysemityzm jest strasznie głupi, jest niczym uzasadniony.” Dodajmy, że może być szalenie niebezpieczny. 



Maciej Stuhr:


Człowiek, którego dom miał zagrać w filmie jeden z głównych obiektów, po zapoznaniu się ze scenariuszem wycofał się z podpisanej już umowy. Nawet nie był przeciwko, tylko się bał, że go spalą. Albo np. przychodzili statyści i pytali: „Co wy kręcicie? Aha, no to wezmę udział, tylko żebym Żydka nie musiał grać”.


Dążmy do tego by takie słowa padały jak najrzadziej. By w końcu stać się tolerancyjnymi (nie tylko z nazwy) obywatelami. To co przedstawia nam film, może wydawać się na pierwszy rzut oka nierealistyczne, wyssane z palca. Ale czytając co drugą recenzje będzie nam stawał przed oczami obraz zwartej grupy mieszkańców wsi z zakorzenionymi w podświadomości stereotypami i lękami przed samym sobą. 



„To nie jest film, który ma Polakom zrobić krzywdę, dokopać im, napluć we własne gniazdo. Ten film jest o tym co my mamy z tej historii zrozumieć. Że mogą zdarzyć się takie przypadki, skrajne, statystycznie może nawet nie istotne, że może z Polaków, z Ciebie i ze mnie wyjść coś strasznego. Nie możemy wierzyć, że Polacy robili tylko świetlane rzeczy, to się możemy kiedyś znowu zdziwić. A jak przyjmiemy te wiedzę, kurcze, uwaga, bo może się znowu jakoś tak zawirować, że znowu staniemy przed faktem i będziemy tę wiedzę zamiatać pod dywan. A kiedy tą wiedze przyjmiemy, to może będzie nam się łatwiej bronić, przed samym sobą.” Jak dodaje Maciej Stuhr w rozmowie z Tomaszem Lisem. 

Miejmy świadomość tego, że wśród beczącego stada owiec, w którym każdy osobnik jest taki sam i jest jedynie dopełnieniem całości, paradoksalnie znajdzie się czarna owca, które dostrzeże pewne niezgodności. Na kilku Franków mówiących „poznałem dobrze Żydków w Chicago” przypada jeden prawy Józek „mówi się Żydzi, nie Żydki”. Można się zastanawiać po co prać stare brudy, po co wyciągać trupa z szafy? Ale właśnie takie czyny sprawiają, że stajemy się silniejsi przed samym sobą. Tak uważa reżyser Pasikowski i jak najbardziej staje po jego stronie. Ten Pan wywołał dwa lata temu (2012) taką burzę, że gdybym sama była twórcą filmowym to bym ją wolała od obojętności wobec mojej twórczości. Poruszył wiele trybików w ludzkich głowach i za to chapeau bas. 

Paulina 




sobota, 17 stycznia 2015

Osobliwy dom Pani Peregrine, czyli jak rozpocząć karierę pisarską


Wyobraźmy sobie, że znajdujemy kilka starych zdjęć. Ponieważ mamy talent, postanawiamy, że napiszemy na ich podstawie powieść. Koń by się uśmiał! Zupełnie randomowo wylosowane fotki i mamy z nich stworzyć jakąś historię?! I jeszcze te zdjęcia, co one niby przedstawiają? Latające dzieci i naćpanych Mikołajów. Można by pomyśleć, że Ransom Riggs zwariował, ale w tym szaleństwie jest metoda: powieść utrzymywała się przez ponad rok na liści bestsellerów New York Timesa. Historia na swój sposób prosta. Dziadek opowiada swojemu wnuczkowi Jacobowi nieziemskie historie o swoim dzieciństwie, które przeżył w angielskim sierocińcu. Historie tak nieprawdopodobne, że chłopiec wraz z mijającym czasem przestaje w nie wierzyć, ale zdjęcia którymi dziadek podpierał swoje opowieści nadal istnieją. Nadal leżą w zakamarkach szuflady czekając, aż w końcu ktoś odkryje co za nimi stoi. Jacob marzy o przygodach, ale na razie co mu pozostaje to praca w sklepie, do czasu aż dziadek w tajemniczy sposób umiera. Chłopak postanawia poznać tajemnice związane ze starym sierocińcem w Anglii. I teraz czas na typowe pytanie: czy uda mu się?


Pierwsze to co można zarzucić autorowi to, że ma świetne pióro i każdy chciałby mieć taki debiut. Wydawnictwo Media Rodzina zrobiło świetny interes podpisując kontrakt na tą książkę (dodając, że jest jeszcze druga część). Autor umie świetnie budować napięcie. Samo rozwiązanie zagadki nie zadowoliło mnie. Można było inaczej, ale historia nadal utrzymywała należyty poziom. Uważam, że zwłaszcza początek książki można polecić dorosłym czytelnikom. Nie jest to stricte książka dla młodzieży.


Jak już wiecie z moich wcześniejszych recenzji nie specjalnie lubuje grozę w literaturze, ale to co mi serwuje Riggs jest na odpowiednim poziomie. Były czasy kiedy nie mogłam zmrużyć oka właśnie przez tą lekturę. I jeszcze zdjęcia. Jeżeli ten autor zamierza pisać w taki ilościach jak King, to długość mojego życia skróci się co najmniej o połowę. :)

To pozycja, którą w głębi duszy poszukuje każdy z nas. Ludzie potrzebują zagadek, tajemnic z przeszłości i dreszczyku emocji. Ta adrenalina nas pociąga. Lubimy ryzyko, co czasami może być niebezpieczne. Ale nie bójmy się takich książek. "Osobliwy dom Pani Peregrine" to to czego nam potrzeba: wkroczenie literatury do naszego życia.

Dla tych których w żaden sposób nie przekonam do przeczytania książki, zachęcam do wybrania się w przyszłości do kina na film na podstawie "Osobliwego...", który będzie reżyserował Tim Burton!

Paulina

P.S. Wydanie majstersztyk.

piątek, 9 stycznia 2015

Krwawy jazz, czyli "Whiplash"


Bum!
Bum!
Bum!
Bum!
Bum!
Bum!
Bum!
Bum!
Bum!

To słyszymy kiedy zaczyna się film i uwierzcie, ale ten dźwięk będzie wam towarzyszył przez cały seans filmu. Widzimy młodego chłopaka, "walącym" z zaangażowaniem w przedmiot potocznie nazywany perkusją. Dla niego ma się on stać drzwiami do kariery. I zaraz na oczach staje nam mężczyzna, dobrze zbudowany facet po 50, z głową, która dawno nie widziało ani jednego włosa. Od razu czujemy do niego dystans. Mimo, że jest w tej scenie gęsta atmosfera, tak że dało by się zawiesić w powietrzu siekierę, gdzieś daleko unosi się żart. Wiemy, że ten nie wyglądający na miłego pan jest kimś ważnym, ważnym ale klasyfikujemy go do tej "złej grupy ludzi".

Przez cały film mamy zawahania. Ciągle mamy mieszane uczucia wobec Fletchera. Nasza podświadomość mówi nam; "To zzzłłłłłyyyyyy człowiek, pełeeeennnn ageeeessssjiiii". ale reżyser próbuje pokazać sytuacje z innej strony, chce pokazać też stronę samego Fletchera. My widzimy tylko wściekle rzucającego krzesłami dyrygenta, którego widok przyprawia nas o gęsią skórkę. A co jeżeli tak trzeba? Przecież bez oziębłej dyscypliny nie było by największych gwiazd jazzu i nie tylko. Przecież wszyscy nauczyciele mają za priorytet dobro ucznia. Może w metodzie bólu, potu i kwi jest reguła?

Na to pytanie będziecie szukać odpowiedzi jeszcze długo po seansie.

Kontrasty w tym filmie przybijają największą uwagę. Jak małe żółwie ninja nie zauważalne, ale jakże ważne. Tu chłopak jest na randce, a tu wypluwa swoje siódme poty na kawałku metalu. To daję wrażenie jak trudne jest dążenie do perfekcji i jak Fletcher znęca się nad swoimi uczniami. Cały czas w kinie miałam podkulone nogi i zaciśnięte pięści czekając co będzie dalej. To nie jest thriller, ale bardzo emocjonujący film. Daje on kopa i bije "z liścia" po twarzy. Nie raz i nie dwa scena tak mną wstrząsnęła, że mimo że nie byłam na 3D, 4D, 5D czułam że coś trzęsie moim fotelem. Ba! Kinem! To był "Whiplash"!



Bum!
Bum!
Bum!
Bum!
Bum!
Bum!
Bum!

Jestem pewna, że nikogo ten film nie zawiedzie. Czytając recenzje miałam wrażenie jakby krytycy się umówili i okrzyknęli wspólnie że :"Whiplash'owi" dadzą fory. Ale ten film po prostu jest....bombą. Ciągle tykającą bombą zegarową wybijającą rytm niczym perkusja. Oczywiście znaleźli się tacy, którzy wygarnęli, że 1. za dużo perkusji (to film o perkusiście!) 2. że film muzyczny to ciężki chleb. Ale kochani! Ten film nie tylko zarobi na ten przysłowiowy chleb, ale będzie czekał w kolejce po Oscary.


z Fan Page'a Tytusa Hołdysa, rozmowa z Karolem Paciorkiem

Drugim ważnym punktem tego filmu są aktorzy, a konkretnie dwójka: J.K Simmons i Miles Teller.
Gra cacuszko! Oglądać i nie przejmować się całym bożym światem. Wszystko jest naturalne i o dziwo subtelne. Czarna marynarka, czarna koszula, czarne spodnie, czarne i dobrze wypastowane buty, twarz dzięki której teraz nie mogę zasnąć i zupełnie łysa głowa. Pan Fletcher wita! Tylko uważaj na krzesła i jeżeli masz czułe uszy, to je najlepiej zatkaj!

Biała, rozciągnięta koszulka, stare, zużyte trampki i powaga na twarzy. To jemu, Andrew będziesz kibicował do końca filmu.


Można pomyśleć, że historia banalna, ale to jest życie. Damien Chazelle  przedstawia nietypową prozę życia młodego ambitnego ucznia i jego wymagającego nauczyciela. Skrycie wierzymy, że nastolatek zyska wymarzoną karierę, dziewczyna będzie z nim szczęśliwa, a Fletcher będzie z niego dumny. Teraz mogę się z was śmiać: jak bardzo się mylicie!



"Whiplash" jest również dobrze technicznie zgrany. Ujęcia nut, krwi, instrumentów, wyjmowanych kolejno plastrów i mimik twarzy bohaterów. To sprawia, że wszystko wygląda bardzo przystępnie i stawia film jeszcze wyżej.



Przez cały seans miałam mgliste wrażenie, które niczym zasłona opadało na rozgrywającą się akcje, a mianowicie: boks. Kiedy Andrew szedł korytarzem, miałam wrażenie jakby rozgrzewał się przed walką, którą była gra na perkusji. Za każdym razem musiał walczyć z samym sobą, by osiągnąć np:. lepsze tempo. Nauczyciel natomiast przypominał mi maga, lub jak kto woli Snape'a z "Harrego Pottera". Drzwi jak za sprawą jakieś magicznej mocy otwierały się przez panem, a potem zapadała grobowa cisza. Na jedno skinienie palca rozbrzmiewała muzyka jazzowa. Jedno spojrzenie mogło decydować o tym czy nadal grasz w jego orkiestrze. Pan J.K Simmons bardzo mi zaimponował. Mam nadzieje, że wypowiadanie przekleństw z taką siłą i dynamiką nie wyniósł z domu. :)



Podsumowując, w "Whiplash" oprócz świetnej gry aktorskiej, ujęć,znajdziemy również świetną muzykę. Nie wiem czy Teller naprawdę umie grać na perkusji, ale przez pryzmat filmu, na razie w moich oczach jest świetnym muzykiem. "Whiplash" tak na prawdę opowiada o dążeniu do perfekcji, ale jak mówi przysłowie "po trupach". Pokazuje, że jazz to nie są przelewki i jak głosił plakat w pokoju Andrew: "Beztalencia grają w zespołach rockowych". Cały film przypomina jeden, wielki utwór muzyczny, raz zwalniający, za drugim razem przyspieszający. W finałowym momencie nabiera tempa, gdzie dźwięki orkiestry , wspiera dodatkowo popisowy montaż i energiczna praca kamerą. "Whiplash" jeszcze długo będzie grał w mojej głowie.


Maciejka (Paulina)


P.S. Szczerze poszłam bym na to jeszcze raz, a obejrzałam go już dwa razy. :)


niedziela, 4 stycznia 2015

Podsumowanie roku 2014

 

Na samym początku chciałabym przeprosić za lekkie spóźnienie tego posta. Miłej lektury!



Blog w tym roku "zaliczył" nową liczbę wyświetleń: 18 000. Nadal najchętniej czytanym postem jest "Hobbit". Później "Nie umrze z miłości nawet gdyby chciał" i "Złodziejka książek". Oczywiście najczęstszymi odbiorcami są Polacy, tuż za nimi Amerykanie, Rosjanie, Niemcy. Najczęściej odnajdujecie naszego bloga w przeglądarce Google, na stronie gimnazjum (http://gimnazjum.sueryder.pl/index.php?ram=s&id=80). Najczęstsze słowa, po których wpisani Google odsyłało Was do nas to: hobbit, jak pisać recenzje, recenzujemyto.blogspot.com., blog literacki, dziewczyna z pomarańczami, angelfall. Najczęściej korzystaliście z przeglądarki Chrome, Firefox, Internet Explore. A systemem operacyjnym stawał się Windows, Android, iPad, iPhone.

Gdyby nie Wy nasz blog by nie istniał, dziękujemy!

A teraz, osobiste podsumowanie roku Pauliny.

Jak wiecie postawiłam sobie cel przeczytania 80 książek, czyli o 10 więcej niż w 2013. Sama byłam zaskoczona wynikiem, ale okazało się, że przeczytałam ich aż 100. Jestem z tego wyniku bardzo zadowolona i chętnie utrzymam ten poziom przez kolejne lata, a nawet postaram się stać się w tym lepsza.

Książki, które przeczytałam i mnie pozytywnie zaskoczyły:
- Złodziejka książek
- Gwiazd naszych wina
- Osobliwy dom pani Peregrine
- Zabić drozda
- Wałkowanie Ameryki
- Folwark zwierzęcy
- Badacz potworów
- Wszechświat kontra Alex Woods
- Tutaj/Here
- i oczywiście Lekko Stronniczy- jeszcze więcej

Książki, które mnie zawiodły:
- Cień wiatru
- Papierowe miasta
- Alchemik
- Mofongo

A jak Wam minął rok 2014? Piszcie w komentarzach. Zastanawiam się również nad zrobieniem podsumowania filmowego, co o tym myślicie? I nie zapomnijcie polubić Fan Paga na Facebook'u (nazwa: Blog Literacki).

Pozdrawia Paulina