Zapraszam was ponownie na wycieczkę po mocarstwie USA. Tym razem bez żadnych ściem omówimy sobie świetliste strony Stanów Zjednoczonych. Powiemy o parkometrach, niezawodnych bankach, wspaniałych drogach o których (my, w Polsce) możemy tylko śnić, o demokracji i gazetach pod drzwiami. O szczegółach, które na co dzień towarzyszą Amerykanom, przez co ich życie jest takie cool.O ile wcześniejszą książkę Marka Wałkuskiego, "Wałkowanie Ameryki" można było nazwać luźnym reportażem, to zakwalifikowanie "Ameryki po kaWałku" jest o wiele trudniejsze. Wysłannikiem "Trójki" z misją poznania kraju za oceanem, Wałkuski był kilka lat temu. Teraz jest przesiąkniętym optymizmem turystą z aparatem na piersi. Sam przyznaje, że jego nowe dzieło jest zbiorem dóbr Ameryki. Przez co książka przestaje być obiektywna, a autor traci zdolność patrzenia na to państwo z innej perspektywy , patrzenia jak obserwator, z zewnątrz. Marisz Szczygieł - reportażysta, uważa tą zdolność za kluczową w karierze reporterskiej. Kiedy przeczytałam "Wałkowanie Ameryki" byłam tą pozycji literacką zauroczona i pragnęłam nawet serii podobnych "wypraw" dziennikarzy do państw naszego globu. Jednak lata robią swoje i takie książki trzeba pisać szybko, bo jak widać na przykładzie Marka Wałkuskiego "wszyscy możemy stać się dziećmi USA, ślepo patrzącymi w górę". Mimo to czas spędzony nad tą lekturą nie uważam za stracony i poznałam kilka ciekawostek. Jak dla mnie Pan Wałkuski stał się już obywatelem Stanów Zjednoczonych i żadne antidotum nie uratuje jego duszy reporterskiej. Czytając kolejne jego książki będziemy mieć wrażenie jakby pisał je stuprocentowy Amerykanin.
Paulina

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz